Pytamy Urszulę Dudziak o największy sukces zawodowy oraz źródła inspiracji

Spotykamy się w teatralnym foyer tuż po koncercie. Pani Urszula niestrudzenie rozdaje autografy, uśmiechy, czasem nawet życiowe porady, a także odpowiedzi na najbardziej dociekliwe pytania. Kilkoma z nich dzielimy się poniżej 😉

Jak długo trwało Pani dochodzenie do perfekcji? Mówi się, co zostało zresztą udowodnione przez naukowców, chociażby na przykładzie zespołu The Beatles, że aby być w czymś doskonałym, trzeba poświęcić temu ok. 10 000 godzin treningu. Jak to było w Pani przypadku, jak długo Pani śpiewała zanim stała się sławna?

Cóż ciężko mi powiedzieć. Nie wiem, czy to było akurat tyle godzin, ale z pewnością bardzo wiele. Ja po prostu żyłam muzyką od małego. Gdy miałam 4 lata zaczęłam grać na akordeonie, potem na pianinie. Kolejnym krokiem było pójście do szkoły muzycznej i śpiewanie z akompaniamentem pianina (na którym sama grałam). Potem odkrył mnie Krzysztof Komeda. Następnym wielkim wydarzeniem w mojej karierze i rozwoju muzycznym było  spotkanie Michała Urbaniaka i wyjazd do Stanów.  Ile śpiewałam godzin?  Nie mam zielonego pojęcia. Było tak że śpiewałam bez przerwy, czasami z przerwami. Jeśli ktoś tak wyliczył to może tak było.

Zaczęło się od Komedy?

Nie, śpiewałam dużo wcześniej, jeszcze w szkole muzycznej. W Zielonej Górze, gdzie mieszkałam, miałam swój zespół muzyczny. Mając 15-16 lat doszłam do wniosku, że tym, czym chcę się zajmować w życiu jest muzyka.

Co Panią inspiruje?

Praktycznie wszystko co się dzieje blisko mnie. Bardzo dużo podróżuję, kocham nowe miejsca i poznawanie nowych ludzi, dlatego koncerty mnie po prostu wynoszą pod niebo. Bardzo lubię słuchać muzyki, czytać, pisać książki i wiersze…   Można powiedzieć, że jestem taką życiową wiercipiętą. Chodzę wszędzie gdzie tylko mogę, na koncerty, na wystawy, jeżdżę do Nowego Jorku… Jestem otwarta na wszystko.

Czyli  jest Pani taką typowo artystyczną duszą, która nie skupia się na jednej dziedzinie sztuki.

Dokładnie tak.

Co Pani uważa za swój największy sukces zawodowy?

Największym sukcesem jest dla mnie to, że śpiewam tak jak chcę, czyli bez tekstu i jest to traktowane poważnie. Drugim bardzo ważnym osiągnięciem w mojej karierze jest przynależność do wspaniałej rodziny światowego jazzu. Poznałam wiele znanych i szanowanych osobistości, z którymi się zaprzyjaźniłam. Kiedy przyjeżdżają do Polski, czy też ja spotykam gdzieś Henry’ego Hancocka, czy Quincy Jonesa to zawsze się pozdrawiamy i wymieniamy informacjami, co u kogo słychać. To wspaniałe!

Na koniec pytanie typowo motoryzacyjne, jaką markę samochodów Pani najbardziej lubi?

Hmm… właściwie nie mam swojej ulubionej, jeżdżę Mercedesem. No tak, chyba Mercedes. Ale, jeśli Skoda chciałaby użyczyć mi jakiś model,  to możemy uznać, że Skoda [śmiech].